Coraz więcej Polaków po śmierci swych pupili przerabia laboratoryjnie ich prochy na pamiątki.
– Gdy dwa lata temu rozpoczynaliśmy działalność w Polsce, takich zamówień było kilka rocznie. Dziś jest już kilkadziesiąt i zauważamy, że z miesiąca na miesiąc przybywa ich lawinowo – mówi „Rzeczpospolitej” Dariusz Markowski, prezes firmy zajmującej się wykonywaniem diamentów z prochów zwierząt domowych.
Taką usługę zamawiają najczęściej byli właściciele kotów oraz psów rasy york.
Diamenty pamięci nie są tanie. Ich cena waha się między 4,6 tys. a 110 tys. zł. – Diament wykonany ze zwierząt kosztuje 30–40 tys. zł – mówi Markowski.
Do wytworzenia diamentu potrzeba około 200 gramów prochów. Odpowiednia próbka umieszczana jest w specjalnych warunkach w laboratorium, w którym w ciągu ośmiu tygodni wytwarzany jest diament. – Dla właścicieli zwierząt to cenne pamiątki. Trudno jednak przewidzieć, co się z nimi stanie w następnych pokoleniach. Nie można wykluczyć, że zostaną sprzedane – zastanawia się Markowski.
Co powoduje, że ludzie są w stanie wydać aż takie pieniądze na pamiątkę po pupilu? Zdaniem psychologa społecznego Konrada Maja to skutek wzrostu zamożności społeczeństwa. – Bogaci ludzie mają już domy, samochody, jachty i egzotyczne wakacje. Teraz szukają sposobów na to, by pieniądze wydać na coś niepowtarzalnego – wyjaśnia.
Dodaje, że gdy pieniądze przestają być najważniejszym życiowym problemem, coraz większe znaczenie dla ludzi zaczynają mieć więzi. – Właściciele naprawdę kochają swoich pupilów, opiekują się nimi, chodzą do fryzjera czy psychologa dla psów, płaczą po ich śmierci. Nie widzę więc powodu, dla którego nie mieliby zrobić z ich prochów diamentu, skoro z ludzkich się je robi – wyjaśnia Maj.
Ale taki diament ma jeszcze jedną zaletę – jest wyjątkowy. A umieszczony w biżuterii może być przedmiotem zazdrości innych. – Wiadomo, że za żadne pieniądze nie kupi się drugiego takiego samego – podsumowuje Maj.